To jest prawdziwa historia. Wydarzenia opisane w tym artykule miały miejsce w pewnym momencie kariery autora. Na prośbę ocalonych nazwiska zostały zmienione. Z szacunku dla klientów, reszta została poinformowana dokładnie tak, jak to się stało.

Kiedy ukończyłem szkołę artystyczną, nie miałem pozycji, która czekała na mnie, więc wróciłem do mojej sypialni z dzieciństwa na wiejskich ulicach. Możliwości były cienkie na ziemi, więc po miesiącach życia z powodu coraz mniejszej woli moich rodziców, spakowałem wszystko, co miałem, do jednej torby i wskoczyłem do pociągu do miasta.

Rozpocząłem pakowanie mojego portfela do niektórych lepszych agencji; Mam dużo zainteresowania, ale żadnych rzeczywistych ofert. Gdy minęły miesiące i moje fundusze powoli się wyczerpały, zacząłem kompromisować w sprawie jakości agencji, do której się zbliżałem, ale nieważne, jak nisko ustawiłem poprzeczkę, nie mogłem uzyskać oddzwaniania.

Gdy miesiąc zmienił się w szóstkę, nękały mnie zwątpienia, wypełniłem nawet podanie o sprzątanie w Burger King, ale bałem się go wysłać pocztą, na wypadek gdyby ta ostateczna opcja również się przedłużyła.

Po pół roku próbowania, moje szczęście się zmieniło. Dostałem telefon od agenta w firmie rekrutacyjnej, z którą skontaktowałem się kilka miesięcy wcześniej. Chcieli wiedzieć, czy byłbym zainteresowany wywiadem w Studio A [nie jego prawdziwym imieniem].

Studio A nie było największą agencją w mieście, ale były najfajniejsze. Pracowali z dużymi wytwórniami filmowymi i firmami fonograficznymi, mój ulubiony zespół był jednym z ich klientów. Nawet nie zawracałem sobie głowy pukaniem do ich drzwi, ponieważ doszedłem do wniosku, że młodsza rola w tym miejscu była o trzy szczeble nad drabiną kariery. Ale widzieli moje portfolio i chcieli mnie poznać.

Piękni ludzie z najwyższej klasy MacBookami wylegiwali się w rozproszonych torebkach z fasoli

Już następnego dnia znalazłem się w hołdzie hołdu dla każdego frazesu studia projektowego, o którym można pomyśleć: Piękni ludzie z najwyższej klasy MacBookami wylegiwali się w swobodnie rozproszonych workach fasoli; liczne szklane kabiny były przerywane notkami pocztowymi, gdzie intensywnie wyglądający projektanci przeglądali swoje strategie; szklana winda na antresolę została uzupełniona ścianką wspinaczkową - co, jak później się dowiedziałem, była wyłącznie na pokaz. Wszystko to znajdowało się w szklanym i stalowym wieżowcu z widokiem od podłogi do sufitu na miasto. Desperacko chciałem tam należeć, ale stojąc w recepcji, z tektury wsuniętej w moje jedyne buty, by zakryć dziury w podeszwach, poczułem się wyraźnie z mojej głębi.

Ku mojemu zaskoczeniu, rozmowa przebiegła jak urok. Zapytany o obowiązkowe "Dlaczego tu chcesz pracować?" Udało mi się nawiązać do kilku ostatnich projektów Studio A , z których część była prowadzona przez mojego ankietera. Przeglądał moje portfolio - pospiesznie aktualizowany poprzedniego wieczoru - a potem zaczął mówić o nadchodzących projektach, w których byłbym odpowiedni. Zabrał mnie na zwiedzanie studia i przedstawił mi. W końcu zapytał mnie, jakie są moje oczekiwania płacowe. Potknąłem się trochę i zanim zdążyłem zapytać o minimalną ilość, o której myślałem, że przeżyję, zaproponował mi prawie cztery razy więcej. Próbowałem zachowywać się nonszalancko, jak mówiłem, "tak". Kiedy odprowadził mnie do windy, powiedział, że HR będzie potrzebował mnie, bym przyszedł i podpisał dokumenty, zadzwoni i zorganizuje, ale prawdopodobnie dopiero po weekendzie.

Wciąż pamiętam radość z tego chodzenia do domu. Optymizm, który odczuwałem. Każdej nocy spędzonej na pracy do późna, w każdy piątkowy wykład, w którym brałem udział, zamiast dołączać do znajomych na piwo, każde ryzyko, które zabrałem do miasta, miało się opłacić. Wszystkie moje wątpliwości były nieuzasadnione, wszystko było w porządku.

Weekend minął pod znakiem ostrzegawczej zawieruchy tanich barów i imprez zaimprowizowanych, a potem nadszedł poniedziałek. A potem minął poniedziałek. A potem nadszedł wtorek. A potem we wtorek poszło. I środę. I czwartek. W mojej desperacji spędziłem godziny agonując na trzy liniowym mailu, dziękując im za spotkanie i oczekując na wysłuchanie z działu HR - wciąż miałem nadzieję, że wystąpił jakiś nieprawdopodobny błąd; że moje dane kontaktowe były w niewłaściwym miejscu, albo szef HR miał grypę, czy coś takiego. Ale wiedziałem w głębi serca, że ​​jakoś go dmuchnąłem. Następnego dnia w mojej komórce wciąż nie było żadnych wiadomości, a moja skrzynka odbiorcza była pusta.

W następnym tygodniu zadzwonił agent rekrutacji, który wygrał mi rozmowę. Studio A miało kłopoty. Jeden z partnerów zdefraudował tak dużo pieniędzy, że nie mogli zapłacić swoim pracownikom, a nie tylko nie zatrudniali, zwalniali prawie wszystkich pracowników. Dla mnie była to (według rekrutera) szczęśliwa ucieczka. Nie miałam szczęścia, nie tylko straciłam wymarzoną pracę, ale teraz rywalizowałam z 40-50 projektantami z prawdziwym światowym doświadczeniem i rozległymi kontaktami. ( Studio A zamknęło na stałe swoje drzwi kilka miesięcy później.)

Minęły tygodnie i tak jak rozważałem wołanie moich rodziców i błaganie o pomoc, wpadłem na Davida [nie jego prawdziwe imię]. Spotkałem go wcześniej na wspólnej przestrzeni roboczej. Kupił mi piwo, a gdy się napiliśmy, zaproponował mi kilka dni pracy - oficjalnie byłoby to dobrowolne, ale prywatnie przysyłał mi trochę gotówki, żeby wynagrodzić mi mój czas. Nie miałem nic lepszego do roboty, więc podjąłem pracę i spędziłem tydzień, oczyszczając stronę firmy Davida .

Pod koniec tygodnia David zadzwonił do biura szefa i wręczył mi kopertę z 400 dolarami. Podziękowałem mu, a kiedy wychodziłem, zapytał mnie, co by powiedział, gdyby powiedział mi, że tworzy biuro projektowe.

"Nie masz doświadczenia", wyrzuciłem bez zastanowienia.

"Pozwól, że się o to martwię" - powiedział.

"Agencja" składała się z Alana [nie jego prawdziwego imienia], doświadczony programista David spotkał się w tej samej przestrzeni, w której mnie spotkał. David , który stał się dyrektorem kreatywnym. A cały projekt był finansowany przez obecnego szefa Davida, Freddy'ego [nie jego prawdziwe nazwisko], właściciela firmy papierniczej, z której urzędów byśmy pracowali.

Po prostu musiałem pozostać w grze, dopóki nie pojawi się coś lepszego

David zaoferował mi znacznie mniej pieniędzy, niż myślałem, że jestem wart; biura znajdowały się w części miasta, która była szczerze niebezpieczna - napady były powszechne, aw budynku naprzeciwko było nawet morderstwo; jeszcze nie było żadnych klientów. Z perspektywy czasu powiedzenie "tak" było jedną z najgorszych decyzji w moim życiu, ale prawie rok po ukończeniu studiów byłem bliski nędzy. Powiedziałem sobie, że muszę zostać w grze, dopóki nie pojawi się coś lepszego.

Chociaż moja oficjalna rola była "projektantem", byłem raczej generałem-lokajem. Pracowałem na stanowisku pracy, podczas gdy David ustawiał się na moich ramionach, wydając instrukcje. Szybko stało się jasne, że moją główną rolą jest wypełnienie luki między kreatywnymi ambicjami Davida a jego niezdolnością do zrozumienia Adobe CS.

Przez pierwszy miesiąc pracowaliśmy nad brandingiem agencji. Nazwa agencji brzmi: Digital Slap [blisko, ale nie jest to jego prawdziwe imię] z napisem "Czy chcesz zostać spoliczkowanym?" Było tak źle, że błagałem Davida o ponowne rozważenie. Ale w jego słowach było "Edgy"; Musiałem przyznać, że był lepszy niż jego pierwszy wybór: Yellow Snow. Kiedy zrobiliśmy co w naszej mocy z brandingiem, zaczęliśmy kpić z case studies, aby wypełnić puste portfolio, dopóki nie mieliśmy stabilnej klienteli.

Pewnego ranka, około sześciu tygodni, David przybył triumfalnie; zdobył pracę, by przeprojektować branding jednej z najbardziej ekskluzywnych restauracji w mieście, a gdybyśmy się dobrze spisali, to również zredukowalibyśmy ich pracę cyfrową i drukarską.

Zadanie 1: Zarejestruj nową domenę dla restauracji. Job 2: Zaprojektuj świeżą tożsamość marki, która odwołuje się do ich starego logotypu, ale zaktualizowałaby swój wizerunek, by trafić na młodszy rynek.

W skrócie było mgliście, ale nie miałem zaufania, by to powiedzieć, i naiwnością myślałem, że uda mi się to sprawić. Wpadłem w proces, który opracowałem na studiach, szybko powtarzając pomysły, aż pojawiło się kilku silnych rywali. Przerobiłem je na reprezentacyjne dzieła sztuki, spędzając więcej czasu niż jest to absolutnie konieczne na najlepszy pomysł, aby zapewnić, że klient poszedł tak, jak chciałem.

David nie pozwolił mi wejść na boisko - co z perspektywy powinno zabrzmieć alarmowymi dzwoneczkami - ale on był szefem, więc po prostu poinformowałem go przed wyjazdem, powiedziałem mu, aby przedstawił najlepszy pomysł drugi, i usiadłem w ucieczce pożarowej biura czekam na werdykt.

David wrócił do połowy i zachichotał. Nie wystarczająco dobre. Spróbuj ponownie.

Zacząłem od nowa, opracowując trzy nowe opcje. David ponownie rozbił się sam. Znowu wrócił Dawid , ale tym razem był bardziej zły niż zdenerwowany. Nie wystarczająco dobre. Rozpocznij ponownie, a tym razem 12 opcji do wyboru.

Nie wiedziałem, gdzie idę źle, najwyraźniej nastąpiło niedopasowanie oczekiwań klienta i briefu. Jeszcze bardziej wyraźnie, David nie wiedział, jak uruchomić projekt, ale nie miałem pojęcia, jak poruszyć ten temat z moim coraz bardziej niestabilnym pracodawcą.

Była piątkowa noc, Alan i ja zwołaliśmy spotkanie kryzysowe. Freddy był zajęty swoją główną działalnością, a David się nie pojawił. Więc Alan i ja siedzieliśmy w zaciemnionym studio, późno w nocy, próbując wymyślić koncepcję, która uratowałaby moją pracę. Jak to często bywa, kiedy naprawdę tego potrzebowałem, zainspirował mnie pomysł, który był radykalnie odmienny od wszystkiego, co dotąd prezentowaliśmy. Pracowałem przez weekend kpiąc sobie z wszystkiego, od T-shirtów po żagiel jachtu.

Pokazałem to Davidowi w poniedziałek rano, ale odmówił przedstawienia go klientowi. "Chcą więcej opcji, a nie mniej" - wściekał się. Miałem wrócić do pracy, on mi powiedział, kiedy się zatrzymać.

Dzień po dniu wyrabiam "projekty". Porzuciłem proces i po prostu szukałem sposobów na wprowadzenie zmian, aby móc spełnić swój limit 12 logo dziennie. W końcu wyrzuciłem 326, z których ogromna większość nie miała żadnej jakości.

W końcu David kazał mi przestać. Straciłem klienta.

W końcu David kazał mi przestać. Straciłem klienta. Nie byłem uczciwy, kiedy podjąłem tę pracę, ponieważ doprowadziłem go do przekonania, że ​​jestem zdolnym projektantem. Lubił mnie i chciał mi dać kolejną szansę, ale tym razem nie mogę go zawieść. Obiecałem, że nie.

Podczas gdy wyrabiałam logo restauracji, Alan pracował nad oddzielnym projektem: planem Davida dla katalogu hoteli butikowych, które zaspokajały potrzeby niszowych klientów, takich jak rowerzyści czy właściciele zwierząt. Zostałem przeniesiony jako asystent Alana i zaczęliśmy niezwykle produktywne partnerstwo. Alan miał już działającą wersję beta, więc podszedłem do interfejsu i zaczęliśmy zbliżać się do hoteli, by w końcu zabrać na pokład wystarczającą ilość beta testów.

Od początku przedsięwzięcia David często opuszczał studio, spotykał się z klientami lub pracował w domu. Ale w tym czasie stał się coraz bardziej nieobecny. Alan zaczął prowadzić pulę zakładów z pracownikami z głównej firmy Freddy'ego , czy David pojawi się tego dnia. Niezmiennie pojawiał się dzień przed dniem wypłaty, a tylko dzień przed dniem wypłaty.

Pewnego dnia, Alan i ja zerwaliśmy wcześnie, i poszedłem z nim na stację kolejową. Po drodze minęliśmy bar i Alan zauważył, że w drodze do domu zwykle widywał tam Davida . "Gdzie sądzisz, że był na co dzień?" Zapytał, podnosząc wyimaginowaną szklankę do ust (międzynarodowy znak "problemu z piciem").

Dziesięć miesięcy po tym, jak zaczęliśmy Alan zrezygnował. Podjął pracę jako warunek zamieszkania, ale spełnił warunki i wyjeżdżał, by spełnić wysokie wymagania w zakresie bezpieczeństwa IT w znanym szwajcarskim banku. Ostatnią rzeczą, jaką mi powiedział, było "Wynoś się stąd".

Odejście Alana pobudziło nową etykę pracy Davida, który pojawił się następnego dnia, bystrooki i pełen entuzjazmu: opuszczenie Alana utrudniło sprawę, ale nie zmieniło to, co musieliśmy zrobić; w rzeczywistości, jeśli cokolwiek, zmniejszone koszty personelu pozwoliłyby nam dłużej działać; obaj musieliśmy pracować ciężej, ale bylibyśmy bardziej zwinni; od teraz obaj musimy zacząć sprowadzać klientów.

Każdego dnia, bez względu na to, jak wcześnie przybyłem, Dawid już tam był, dźgając klawiaturę. Ścigał potencjalnych klientów, śledził dawnych klientów i burzy mózgów świeże pomysły na projekty uboczne. Mimo to wciąż nie mieliśmy ani jednego klienta i wymyślałem pracę, by wypełnić swój czas. Pewnego dnia Dawid się nie pojawił.

Freddy wezwał mnie do swojego biura na "czat". Powiedział mi, że zwolnił Dawida. Freddy wiedział od pierwszych tygodni, że popełnił błąd inwestując w ten system, ale dał Davidowi słowo, że przez rok będzie je finansował, i to właśnie zrobił. Freddy powiedział mi, że był pod wrażeniem mojej staranności w ciągu ostatniego roku. Kiedy zamykał drzwi agencji projektowej, jego podstawowa działalność była całkowicie cyfrowa i potrzebował kogoś, kto poprowadziłby tę stronę biznesu. Zaproponował mi tę rolę wraz z pensją płacową.

Podjąłem się tego zadania i chociaż możliwości twórczej pracy były bardzo nieliczne, wiele się nauczyłem o technologii internetowej, zarządzaniu personelem i pracy z klientami. Freddy okazał się jednym z najlepszych szefów, jakich kiedykolwiek miałem; on naprawdę dbał o swoich pracowników, interesując się naszym życiem i pchając nas do doskonałości. Dowiedziałem się, co to znaczy być traktowanym z szacunkiem. Freddy ostatecznie zaufał mi decyzjami za sto tysięcy dolarów, do których nie byłam w żaden sposób uprawniona. Gdyby Freddy był w branży projektowej, pewnie nadal bym dla niego pracował.

Po złożeniu studio David wprowadził się do mieszkania swojej dziewczyny za rogiem - w rzeczywistości dzieliliśmy tego samego właściciela. Zwykle można go było znaleźć w barze, w którym po raz pierwszy kupił mi piwo, narzekając na każdego, kto słucha, że Freddy go oszukali. Nieraz niosłem go do domu, kiedy był zbyt pijany, żeby chodzić.

Pewnego dnia David miał atak serca i upadł na ulicę. Jego dziewczyna próbowała go uratować, ale był martwy, zanim przyjechała karetka. Miał 37 lat. Nie poszedłem na pogrzeb, ale Freddy to zrobił.

Kiedy patrzę wstecz na ten okres mojej kariery, to z ogromnym żalem. Rozczarowanie tym, że nie dostałem wymarzonej pracy, doprowadziło mnie do półobciążającej roli, która od lat zraniła moją pewność siebie.

Najbardziej żałuję, że brakuje mentora. Powinienem być młodszym projektantem, pracować dla doświadczonego przewodnika, obserwować, jak radzą sobie z klientami, poznając ich sekrety. Zamiast tego musiałem go wychylić, ucząc się jak idę. I chociaż moje obecne portfolio zawiera nagradzaną pracę dla klientów z niebieskim chipem, wciąż zmagam się z syndromem oszusta, który nękał mnie w latach dwudziestych.

Epilog

Kiedy Freddy zamknął agencję, moja ostatnia praca polegała na zbliżaniu się do restauracji, w której miesiąc po rebrandingu zmieniłem fakturę.

Właśnie wtedy odkryliśmy, że ta praca nigdy nie istniała. David spotkał się z właścicielem restauracji w barze i przekonał go, by zainwestował w lepszą nazwę domeny. David pomyślał, że dałby mu stopę w drzwiach, a my moglibyśmy wyprodukować rebrandę tak imponującą, że restauracja kupiłaby ją od nas. Czasy, w których opuścił biuro, aby rozłożyć moje projekty, nie spotkał się nawet z "klientem".

Kilka dni później czek przyszedł z restauracji, żeby pokryć koszt domeny, którą dla nich zarejestrowaliśmy. Ustalona cena wynosiła 5 USD. Freddy roześmiał się i przygwoździł go do tablicy informacyjnej nad biurkiem. O ile mi wiadomo, wciąż tam jest.